ZTM planuje uruchomienie kolejnego autobusu z Sadyby do metra

ZTM planuje uruchomienie kolejnego autobusu z Sadyby do metra

Zakończony w ten weekend remont ulicy Idzikowskiego to przedostatni krok przed skierowaniem tam autobusów. Miałyby połączyć osiedle przy Bernardyńskiej lub starą Sadybę z metrem.

Wielkimi krokami zbliża się uruchomienie nowej trasy autobusowej przez ulicę Idzikowskiego. Ma ona połączyć Sadybę z jednym z przystanków metra.

– Rzeczywiście myślimy, żeby skierować tamtędy autobusy, ale wciąż zastanawiamy się nad ich trasą. Pojadą albo do stacji metra Wilanowska, albo do stacji Wierzbno na ul. Woronicza – zapowiada rzecznik ZTM Tomasz Kunert w Gazecie Wyborczej.

W drugą stronę autobusy mają dotrzeć do bloków przy ul. Gołkowskiej i dalej do pętli przy elektrociepłowni Siekierki, albo wzdłuż Powsińskiej do osiedla domów jednorodzinnych na Sadybie.

Nowe połączenie będzie przedłużeniem jednej z istniejących już tras. I to raczej tych krótkich, by nie generować dużych opóźnień na późniejszych odcinkach, w przypadku napotkania słynnych na Idzikowskiego korków.

Choć ZTM oficjalnie nie ogłosił jeszcze uruchomienia nowej-starej linii przez Idzikowskiego, to praktycznie nic już nie stoi na przeszkodzie, by tak się stało. W ostatni weekend drogowcy z ZDM położyli nową nawierzchnię na 700-metrowym odcinku Idzikowskiego od Sobieskiego do Imielińskiej. Obecnie budują tam jeszcze przystanki autobusowe.

Pozostały jeszcze drobne roboty na jezdni i obok niej. – W ramach remontu jezdni zostały tymczasowo zdemontowane progi zwalniające. Zostaną wymienione na inny model, przystosowany do ruchu autobusów – zapowiada rzecznik ZDM, Jakub Dybalski. I dodaje: – W ramach osobnego zadania, pochodzącego z budżetu obywatelskiego, na ul. Idzikowskiego został też wyremontowany chodnik oraz wybudowana droga dla rowerów. Wszystkie prace są ze sobą skoordynowane.

Zapewne już po puszczeniu tamtędy autobusów, Idzikowskiego czeka kolejna zmiana. ZDM planuje zmodernizować tam oświetlenie. Drogowcy chcą zastąpić stare oprawy sodowe energooszczędnymi LED-ami. Wymiany lamp następują krocząco na wszystkich ulicach podlegających ZDM.


Czytaj dalej

Sadybianie celebrują święta wspólnym ubieraniem choinki

Sadybianie celebrują święta wspólnym ubieraniem choinki

Sadyba kontynuuje sąsiedzką tradycję. Również w tym roku mieszkańcy wspólnie ubiorą choinkę. Już w najbliższą niedzielę.

Co roku od lat na początku grudnia warszawska Sadyba gromadzi się, by wspólnie świętować. Kiedyś mieszkańcy zabytkowego osiedla lepili jak najdłuższe łańcuchy na choinkę, kupowali artystyczne ozdoby, a przed rokiem kupowali świąteczne przetwory. W najbliższą niedzielę lokalną tradycję pociągną dwie restauracje przy Skwerze Starszych Panów – nieCodzienna Sadyba i Szklarnia Warszawa.

– Celebrujemy po sąsiedzku atmosferę przedświąteczną! – wyjaśnia Lunia Bonder, współwłaścicielka nieCodziennej. I wzywa do działania: – Zabierzcie bombki lub własnoręcznie zrobione ozdoby, napiszcie swoje życzenia i zawieście na drzewku.

Ze swojej strony organizatorzy oferują degustacje grzanego wina i „wszelkie inne dobroci”. Początek: niedziela, 5 grudnia, od południa, przy ul. Zakręt 8.


Czytaj dalej

Pierwszy raz oficjalnie. PGNiG Termika zapowiada: odejdziemy od węgla, włączymy kolej i ograniczymy liczbę ciężarówek

Wizualizacja planowanej spalarni PGNiG Termika na Siekierkach

Otrzymaliśmy oficjalne stanowisko PGNiG Termika w sprawie najbardziej drażliwych społecznie aspektów projektowanej spalarni w elektrociepłowni Siekierki. To pierwsza publiczna wypowiedź spółki w tej sprawie.

Jak już wcześniej pisaliśmy, w niedawnej rozmowie z naszą redakcją przedstawiciele spalarni odpadów na Siekierkach zadeklarowali złagodzenie swoich pierwotnych planów (https://sadyba24.pl/wiadomosci/item/2678-inwestor-spalarni-na-siekierkach-deklaruje-ograniczenie-uciazliwosci-dla-mieszkancow) . Te budziły bowiem silny sprzeciw społeczny. Organizacjom ekologicznym, okolicznym mieszkańcom i radnym nie podobały się m.in. duża liczba ciężarówek, które miały wozić odpady do zakładu, nadmierny hałas i brak kontroli nad deklarowanymi emisjami z inwestycji.  

Na oficjalne potwierdzenie tych deklaracji czekaliśmy niemal dwa tygodnie. Dziś z centrum prasowego PGNiG Termika otrzymaliśmy oficjalne odpowiedzi inwestora na nasze pytania.

Jaki będzie początkowy i docelowy miks energetyczny? Czy to prawda, że zamierzają Państwo zmniejszyć udział RDF w miksie energetycznym do 20% (i 90 tys. ton rocznie), zwiększyć udział biomasy do 80% i całkowicie wyeliminować węgiel?

Po konsultacjach z mieszkańcami okolic Elektrociepłowni Siekierki, nasza Spółka zdecydowała się na zmniejszenie ilości  RDF-u, który będzie  termicznie przekształcany  w jednostce wielopaliwowej do 90 tys. ton rocznie. Ilość ta będzie zgodna z  Planem Gospodarki Odpadami dla województwa mazowieckiego 2024.

Jednocześnie w związku z zaostrzeniem polityki klimatycznej Unii Europejskiej i podniesieniem celu redukcji emisji CO2 na 2030 rok do 55% postanowiliśmy przyspieszyć odejście od węgla i od samego początku funkcjonowania jednostki wielopaliwowej węgiel zastąpić biomasą. Miks paliwowy dla jednostki wielopaliwowej  to 80 % biomasy i 20 % RDF.

Zmiana miksu paliwowego wpłynie również na ograniczenie oddziaływania Elektrociepłowni Siekierki na środowisko, w tym bezpośrednie otoczenie. Zmiana miksu paliwa z pierwotnego na miks zawierający paliwo biomasa i RDF, spowoduje obniżenie emisji substancji zanieczyszczających odprowadzanych do atmosfery (Mg/rok).  Inwestycja będzie spełniała wszystkie wymagania dotyczące ochrony środowiska, w tym standardy Najlepszej Dostępnej Techniki  (BAT – best available technique). Przyczyni się również do obniżenia emisji CO2.

Jaką intensywność transportu samochodowego przewidują Państwo dla RDF? Jak się dowiedzieliśmy, intensywność ta ma się zmniejszyć dwukrotnie wobec pierwotnego planu, ale nie znamy punktu wyjścia.

Planujemy, że RDF będzie dostarczany przede wszystkim transportem kolejowym i dodatkowo transportem samochodowym, ale w znacznie mniejszym stopniu od pierwotnych założeń (kilkanaście pojazdów dziennie).

Trwają prace przygotowania infrastruktury kolejowej na terenie EC Siekierki do realizacji dostaw RDF transportem kolejowym przy wykorzystaniu systemu Innofreight w zamkniętych kontenerach. 

PGNiG TERMIKA otrzymała od jednego z potencjalnych dostawców paliwa alternatywnego (RDF) potwierdzenie, że w perspektywie uruchomienia jednostki wielopaliwowej będzie posiadać infrastrukturę umożliwiającą realizacje dostaw RDF-u transportem kolejowym

Dodatkowy transport samochodowy RDF będzie realizowany w zamkniętych naczepach w godzinach od 6:00 do 22:00, odizolowanych od otoczenia (ciągnik siodłowy z ruchomą podłogą o pojemności 90 m3). Zakładając 50% udział transportu kolejowego w pokryciu zapotrzebowania na RDF, przewidywany jest przyjazd ok. 12 samochodów na dobę od poniedziałku do piątku, co powinno ograniczyć jego uciążliwość. Transport w sobotę będzie bardzo ograniczony lub nie będzie realizowany.

Czy prowadzą Państwo analizę wykonalności dostaw RDF koleją zamiast ciężarówkami? Jeśli tak, kiedy przewidują Państwo jej zakończenie?

Wstępnie rozpoznaliśmy możliwości realizacji transportu kolejowego RDF na terenie Elektrociepłowni Siekierki. Aktualnie przystępujemy do opracowania projektu zabudowy niezbędnej infrastruktury dla realizacji dostaw RDF dla jednostki wielopaliwowej transportem kolejowym.

Podejmiemy rozmowy z innymi potencjalnymi dostawcami RDF na temat możliwości dostaw przy wykorzystaniu transportu kolejowego.

Czy powyższe zmiany będą miały swoje odzwierciedlenie w aktualizacji wniosku o warunki zabudowy lub we wniosku o pozwolenie na budowę?

Przygotowujemy Projekt budowlany z uwzględnieniem zmiany miksu paliwowego, zmiany ilości paliw oraz węzła RDF i biomasy wynikających z zastosowania kontenerów typu Innofreight dla realizacji dostaw transportem kolejowym.

W procesie uzyskania pozwolenia na budowę chcemy przeprowadzić ponowną ocenę oddziaływania na środowisko dla przedsięwzięcia polegającego na budowie jednostki wielopaliwowej w Elektrociepłownia Siekierki zawierającą wprowadzone zmiany do projektu.

Według naszej oceny wprowadzone zmiany zmniejszą oddziaływanie na środowisko w okresie budowy, a w szczególności w okresie eksploatacji jednostki wielopaliwowej. Wyeliminowanie węgla z miksu paliwa dla jednostki wielopaliwowej oraz zmniejszony do 90 tys. ton/rok udział paliwa RDF to nie tylko wyjście naprzeciw oczekiwaniom lokalnej społeczności, ale również obniżenie emisyjności i odziaływania jednostki na środowisko w obszarze odziaływania do powietrza, ilości wytwarzanych odpadów oraz oddziaływania akustycznego. 


Czytaj dalej

To już pewne. Za miesiąc znika Bazar Sadyba

To już pewne. Za miesiąc znika Bazar Sadyba

31 grudnia handlowcy z Bazaru przy św. Bonifacego na Sadybie obsłużą klientów po raz ostatni. Z mapy Warszawy zniknie targowisko z 30-letnią historią. Jeden z mieszkańców Sadyby wzywa do godnego pożegnania z kupcami.

Bazar Sadyba definitywnie znika z mapy Warszawy. Mówiono o tym od lat, ale co roku w ostatniej chwili kupcy dostawali do podpisu przedłużenie dzierżawy na kolejny rok. Ostatnie przedłużenie wygasa za miesiąc, 31 grudnia.

Nieudane próby ratowania

Cały ostatni rok upłynął na próbach odroczenia tego terminu i uratowania targowiska. Kupcy nie dawali za wygraną. Najpierw prowadzili rozmowy z urzędem dzielnicy Mokotów o przejściu do innej lokalizacji, przy Gołkowskiej. Zaporowe warunki urzędu – konieczność poniesienia kosztu projektu, doprowadzenia przyłączy, budowy jednolitych stoisk – sprawiły, że z możliwości szybko zrezygnowali. Potem, w wakacje kupcy podjęli rozmowy z właścicielem prywatnej działki przy Cmentarzu Czerniakowskim na Powsińskiej. Lokalizacja nie przypadła jednak do gustu urzędnikom. Ci nie zgodzili się wydać przychylnej dla kupców interpretacji przepisów planu miejscowego.

Do pomocy włączyli się też lokalni politycy i radni. Pod koniec kwietnia przedstawiciele organizacji Miasto Jest Nasze oraz partii Wiosna Biedronia, Razem i Koalicji Obywatelskiej zorganizowali konferencję prasową, na której ogłosili powstanie petycji do prezydenta miasta w obronie targowiska i zapowiedzieli, że do Rady Warszawy skierują uchwałę o zmianę planu miejscowego, zachowującą targowisko. W sierpniu uchwała pojawiła się na sesji Rady Warszawy, ale przepadła w głosowaniu. – Nasze rozmowy z radnymi nie przyniosły rezultatu. Spotkaliśmy się ze ścianą – przyznaje Kacper Kwiatek z partii Razem.

Jednak koniec

– Nie udało się. Nie mamy innej lokalizacji, z końcem roku definitywnie kończymy działalność – mówi nam administratorka Bazaru Sadyba, Iwona Sieczkowska-Pacuska.

Kupcy wydają się już pogodzeni z losem. Najczęściej planują całkowicie zakończyć działalność. – Zmieniam branżę – mówi nam właściciel eleganckiego warzywniaka. Inni na własną rękę szukają lokali w okolicy. W budynku Mokpolu przy Konstancińskiej 2 już od kilku miesięcy działa filia warzywniaka z Bazaru. Kolejny kupiec oferujący szeroki wybór owoców i warzyw przenosi się do opuszczonego drewnianego budynku tuż przy murze cmentarza Czerniakowskiego, przy św. Bonifacego.  

Mieszkaniec proponuje: Pożegnajmy tych, którzy nam umilali życie

Z likwidacją targowiska nie może się pogodzić mieszkaniec Sadyby, Jan Górski. Aby upamiętnić odchodzące miejsce i ludzi, którzy je tworzyli, uruchomił profil na Facebooku pod znamiennym tytułem „Bazarek Sadyba – po 30latach działania właśnie umiera w ciszy”.

– Istniejące od 30 lat miejsce zniknie za miesiąc i fajnie byłoby zrobić coś dla ludzi, którzy tworzą jego unikalną atmosferę – pisze w długim liście do naszej redakcji. Po przypomnieniu historii bazaru z żarem wspomina tutejszych kupców: – Nie będzie Pani Basi od najlepszych pierogów w Wawie, nie będzie Pani Rybki od wspaniałych dzikich łososi ze Szkocji, nie będzie Pana Orzeszka, Pani Tenisistki, Gruzinów, Hindusów, Chińczyków, sklepu z Jajkami, ulubionej Pasmanterii Antonii. i wiele innych.

Autor profilu ma też kilka propozycji dla klientów bazaru z Sadyby:

1. Zrobić jakąś komunikację na bazarku o jego końcu i o prośbie, by się solidaryzować ze sprzedawcami i pomóc im bezpiecznie skończyć biznes. Więcej kupować, a pod koniec roku zapytać, czy czegoś nie trzeba wykupić;

2. Komunikować w mediach społecznościowych problem, tak by w grudniu więcej ludzi skorzystało z bazarku i dzięki temu trochę pomóc handlowcom na ostatniej prostej;

3. Zrobić coś w rodzaju dokumentacji tego, co jest (jakieś zdjęcia, może spisać historię ludzi, zrobić zdjęcia niektórych straganów);

4. Stworzyć album zdjęć i krótkich tekstów o niektórych osobach (skąd się wzięli na bazarku, jakie mają wspomnienia i co zamierzają zrobić po). Może jakaś szkoła lokalna może zrobić coś z uczniami w ramach wolontariatu?

5. Pożegnać bazar i zrobić jakąś imprezę, coś w rodzaju stypy. Może mają to w zamyśle, ale nie sądzę. Na przykład, 14 grudnia w sobotę zaprosić jak najwięcej ludzi, by pokazali, że się solidaryzują z kupcami.

Profil wspomnieniowy o Bazarze Sadyba dostępny jest pod linkiem: https://www.facebook.com/Bazarek-Sadyba-po-30latach-dzia%C5%82ania-w%C5%82a%C5%9Bnie-umiera-w-ciszy-108566901663018


Czytaj dalej

Kazimierz Pawłowicz. Zapomniany założyciel starej Sadyby

Kazimierz Pawłowicz. Zapomniany założyciel starej Sadyby

100 lat temu, 26 listopada 1921 roku, powstał projekt Miasta Ogrodu Czerniaków – willowego osiedla w Warszawie, które bardziej znane jest obecnie jako stara Sadyba. W wyniku długich poszukiwań, dotarliśmy do unikatowych zdjęć i informacji o osobie, która zleciła powstanie tego dokumentu, a potem czuwała nad rozwojem osiedla. Oto opowieść o Sadybie sprzed 100 lat i o jej zapomnianym założycielu, Kazimierzu Pawłowiczu.

Podpis pod projektem Miasta Ogrodu Czerniaków złożono dokładnie 26 listopada 1921 roku. Przygotowanie dokumentu zlecił inżynier Kazimierz Pawłowicz – główny bohater tej opowieści, zapomniany założyciel starej Sadyby.

Dziś niewielu mieszkańców Sadyby kojarzy Pawłowicza. Znany i bogaty za życia, dziś jest prawie całkowicie zapomniany. Niedawno odkryte pamiętniki i archiwalne zdjęcia pokazują, kim był Kazimierz Pawłowicz. Dzięki nim po raz pierwszy możemy zobaczyć, jak wyglądał jego dom i ogród w pierwszych latach rozwoju Sadyby, blisko sto lat temu.

Zapomniany Ojciec Założyciel

Zawodowo Kazimierz Pawłowicz był członkiem zarządu spółki parcelacyjnej Miasto Ogród Czerniaków. Zawiązał ją 20 czerwca 1920 roku razem z dwoma bogatymi ziemianami – spokrewnionymi ze sobą: hrabią Adamem Sobańskim i hrabią Michałem Tarnowskim. Rok później 20 kwietnia 1921 roku do tej grupy dołączył spokrewniony z Tarnowskim hrabia Aleksander Skrzyński. Ten ostatni miał szczególnie bogatą karierę publiczną – od grudnia 1922 roku przez 3 lata pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych w rządach Sikorskiego i Grabskiego, a od listopada 1925 toku – był premierem i ministrem spraw zagranicznych we własnym rządzie.

Podział zadań w spółce był prosty – trójka ziemian wniosła okoliczne grunty i pieniądze na rozruch, a Pawłowicz – know-how o tym, jak przekuć ogólnikowy pomysł na biznes w realne osiedle.

Co konkretnie zrobił Kazimierz Pawłowicz w roli założyciela Sadyby? W 1920 roku skontaktował się ze znanymi urbanistami Oskarem Sosnowskim i Antonim Jawornickim. Zlecił im przygotowanie ambitnego projektu zabudowy według modnej wówczas angielskiej idei miasta ogrodu. Wybór Jawornickiego był tu szczególnie cenny. Ten był bowiem jednocześnie kierownikiem biura planowania w Magistracie. Po zatwierdzeniu projektu w Ministerstwie Robót Publicznych w 1923, Jawornicki włączył projekt Sadyby do ogólnego planu regulacji i rozbudowy Warszawy z 1925 roku i tym samym wpisał Sadybę na mapę miejskich inwestycji.

Pawłowicz znalazł też sposób na to, jak prawnie wymusić na indywidualnych inwestorach budowę domów z ogrodami, które stworzą spójną całość w skali osiedla. Akty notarialne spółki z 1923 i 1929 roku w najdrobniejszych szczegółach określają zasady podziału i zagospodarowania działek – wiadomo z nich dokładnie, co można postawić na działce i kto ma zatwierdzać projekty domów.

Największa zasługa Kazimierza Pawłowicza jest jednak inna, całkiem przyziemna. Dzięki znajomości z pierwszym dyrektorem miejskich wodociągów, Edwardem Szenfeldem, do osiedla leżącego w szczerym polu, na dalekich rubieżach Warszawy, miasto doprowadziło wodę, a za jakiś czas również kanalizację. To był niebywały wyczyn – bez wodociągu i kanalizacji tak odległe osiedle nie miałoby żadnych szans na rozwój. Jak to się udało zrobić? Tak się składa, że dyrektor powstałego w 1924 miejskiego przedsiębiorstwa Wodociągi i Kanalizacja inżynier Edward Szenfeld był sąsiadem Pawłowicza z działki obok. Szenfeld mieszkał przy Goraszewskiej 7, a Pawłowicz po drugiej stronie ulicy – przy Goraszewskiej 8, tu gdzie obecnie leży popularny wśród mieszkańców Sadyby Skwer Starszych Panów. Rodziny Szenfelda i Pawłowicza bardzo się lubiły. Gwoli ścisłości, wodociąg, gaz i elektryczność dotarły na całą Sadybę do 1925 roku, a kanalizacja dopiero po 1926 roku.

Kazimierz Pawłowicz prywatnie

Jaki Kazimierz Pawłowicz był prywatnie? Na pewno bogaty. Jego prawnuczka, mieszkająca obecnie w Brazylii, Barbara Dieu, wspomina, że dorobił się fortuny na budowaniu cegielni i zarządzaniu nimi w Rosji i Japonii. Po powrocie do kraju zarabiał również na wznoszeniu osiedli mieszkaniowych w Polsce.

Fortunę widać po kosztownym sposobie życia Pawłowicza. Z pamiętników jego syna, Bohdana, wynika, że co roku w latach 1906 – 1910 pan Kazimierz wraz z żoną i dwójką dzieci dużo podróżował po Włoszech, Francji i Niemczech. Z tamtych czasów zachowało się m.in. to zdjęcie żony Heleny i ich dzieci Bohdana i Krystyny, zrobione w 1909 roku w Wenecji. Na wojażach po Europie się nie skończyło. W 1909 roku Pawłowicz wysłał swojego 10-letniego wówczas syna do Japonii. Kiedy ten sam syn wymagał leczenia z powodu gruźlicy kostno-stawowej, Kazimierz Pawłowicz z żoną wysłali go z kolei w 1911 roku do kliniki w Leysin  w Szwajcarii. Tam przyjmował światowy pionier helioterapii gruźlicy kości, dr Auguste Rollier. U niego syn Bohdan przechodził helioterapię oraz operację jednej z nóg. W sanatorium przy klinice chodził też przez kilka lat do szkoły.

Liczne podróże po Europie i pobyt syna na leczeniu w Szwajcarii nie nadszarpnęły zbytnio majątku Kazimierza Pawłowicza. Założyciela warszawskiej Sadyby nadal było stać na kolejne duże wydatki. Przykładowo w latach 1921-22 zaprojektował i zbudował jeden z pierwszych domów w Jastrzębiej Górze. W willi przy Królewskiej 49 jego rodzina spędzała letnie wakacje do wybuchu wojny. Później budynek został opuszczony.

Poza posiadłością nad morzem Kazimierz Pawłowicz dysponował własnym dużym domem na warszawskim Starym Mieście. Kamienicę przy Kanonii 14 zakupił ok. 1915 roku. Była wtedy jednym z najlepszych adresów w Warszawie. Wcześniej od XVI wieku przechodziła z rąk do rąk, należała do biskupów, polskiego rządu i właścicieli ziemskich. W rodzinie Pawłowiczów pozostała do 1944 roku, kiedy wraz z przyległymi kamienicami została doszczętnie zburzona w Powstaniu Warszawskim.

Życie na Sadybie

Mimo posiadania już dwóch domów, Pawłowicz zdecydował się zbudować trzeci – na warszawskiej Sadybie.  Tu sprowadził się wraz z całą rodziną w lipcu 1925 roku.  Co ciekawe, zrobił to jako jedyny z czwórki założycieli – pozostali właściciele gruntów i koledzy ze spółki „Miasto Ogród Czerniaków” woleli dalej mieszkać w prestiżowym śródmieściu Warszawy. Pawłowicz uznał jednak, że peryferyjna, ale zielona Sadyba zapewni lepsze powietrze jemu i jego żonie, a przede wszystkim młodemu małżeństwu z małym dzieckiem.

Tym małżeństwem był jego 26-letni wówczas syn Bohdan Pawłowicz i o 2 lata od niego młodsza żona, Wanda Orla-Salmonowicz. Tu zaczyna się nowy, ciekawy wątek – związków rodziny Pawłowicz z Brazylią. Wanda była bowiem pół Polką, pół Brazylijką. Urodziła się w Brazylii w polskiej rodzinie, w polskiej osadzie w Kurytybie. Miała białą skórę, mówiła płynnie w obu językach – portugalskim i polskim. Jej przyszły mąż, Bohdan, podróżnik i rzecznik prasowy polskiej marynarki, poznał ją, kiedy w 1923 roku udał się po raz kolejny do Brazylii. Pod koniec 1923 roku Bohdan Pawłowicz i Wanda Orla-Salmonowicz spotkali się na przyjęciu zorganizowanym przez polski konsulat dla załogi szkolnego statku „Lwów”.  Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ich ślub odbył się w brazylyjskim mieście Kurytyba 19 stycznia 1924 roku. Jeszcze tego samego roku do Polski wrócił Bohdan. Wanda dołączyła do niego rok później, w kwietniu.

Syn Kazimierza Pawłowicza, Bohdan i jego polsko-brazylijska żona Wanda zamieszkali początkowo z rodzicami Bohdana w domu przy Kanonii 14 w Warszawie. Tam 6 czerwca 1925 roku przyszedł na świat ich pierworodny syn, Leszek. Zaledwie miesiąc później, w lipcu 1925 roku cała rodzina – młodzi i starzy – sprowadziła się na Sadybę. W domu przy Goraszewskiej 8 zamieszkało wówczas 5 osób: 54-letni ojciec rodu Kazimierz Pawłowicz, jego 55-letnia żona Helena z domu Jełowicka, 26-letni syn Bohdan, żona Bohdana – 24-letnia Wanda i noworodek, jedno-miesięczny syn Leszek. Duży dom Pawłowiczów pomieścił jeszcze opiekunkę do dzieci i psa – ulubieńca rodziny, owczarka podhalańskiego o imieniu Urwis.

Rodzina Pawłowiczów miała do dyspozycji nowy dom, ale także ogromny ogród. Działka zajmowała w sumie 1300 metrów kwadratowych. Mieściła się w granicach obecnego Skweru Starszych Panów. Dzięki uprzejmości brazylijskiej odnogi rodziny Pawłowiczów, po raz pierwszy możemy pokazać archiwalne zdjęcia posiadłości, należącej do przedwojennego założyciela Sadyby.

W 1925 roku rodzina Pawłowiczów należała do pionierów nowego osiedla. Wokół ich działki wznosiły się zaledwie pojedyncze domy przy Jodłowej i Goraszewskiej. Nad okolicą dominował rząd trzech kamienic spółdzielni Społem przy ulicy Zacisznej. Tu było serce cywilnej, urzędniczej części osiedla. Wojskowa część Sadyby dopiero powstawała. Nad fosą przy Morszyńskiej wzniesiono właśnie pierwsze 30 domów. Nie było natomiast innych charakterystycznych punktów okolicy.

Dopiero rok później, w 1926, zbudowano dom pioniera na rogu Powsińskiej i Okrężnej z adresem przy Powsińskiej 26. Również w 1926 roku zbudowano inny charakterystyczny dom. Willę Podgórskich przy ul. Powsińskiej 104. Jeszcze później, bo w 1928 roku powstał kolejny charakterystyczny punkt Sadyby, tzw. blok oficerski przy Morszyńskiej.

W roku 1925, kiedy na Sadybę sprowadził się Kazimierz Pawłowicz z rodziną, istniały już natomiast pierwsze oznaki cywilizacji – przez Powsińską docierał do osiedla tramwaj linii 2a oraz kolejka wilanowska, samochodem można było natomiast dojechać odległą Drogą Królewską (obecnie zwaną aleją Sobieskiego).

W takich warunkach, na dalekich ale zielonych peryferiach Warszawy, mieszkała rodzina założyciela Sadyby.  Idylla rodziny Pawłowiczów nie trwała jednak długo. Zaledwie po 2 latach od zamieszkania na Sadybie, 16 czerwca 1927 roku w wieku 56 lat zmarł senior rodu, Kazimierz Pawłowicz.  Powodem były powikłania przy zapaleniu wyrostka robaczkowego.

Życie po życiu

Kazimierz Pawłowicz odszedł, kiedy dzieło jego życia, miasto ogród na Sadybie, zaczęło żyć pełnią życia. Rodzina Pawłowicza pozostała jednak na osiedlu. Rok później, 26 listopada 1928 roku, przyszło na świat drugie dziecko Wandy i Bohdana Pawłowiczów – córka Hanna.

Hania i jej starszy o 3 lata brat Leszek nie mieli jednak szczęśliwego dzieciństwa. Kilka miesięcy później, we wrześniu 1929 roku ich ojciec Bohdan – wcześniej wzięty reporter, publicysta i pisarz – otrzymał bowiem bardzo angażującą posadę głównego inspektora statków w polskim Urzędzie Emigracyjnym. Będąc na tym stanowisku między 1929 a 1934 rokiem odbył on aż 34 zagraniczne podróże. Podczas wyjazdów dokonywał inspekcji statków udających się z europejskich portów do USA, Kanady i Ameryki Południowej.

Dzieci Pawłowiczów rzadko więc widywały ojca. Co gorsza, na pewien czas straciły również kontakt z matką. Kiedy córka Hania miała 1,5 roku, a syn Leszek 4,5 roku, w maju 1930 roku ich matka Wanda zdecydowała się pojechać do rodzimej Brazylii, by spotkać się z siostrami. Zostawiła dzieci pod opieką niani i teściowej.

Krótka podróż za granicę okazała się trwać ponad rok.  3 października 1930 roku wybuchła w Brazylii rewolucja. Wanda nie mogła opuszczać kraju i musiała czekać z wyjazdem, aż powstanie się zakończy. Jak czytamy w pamiętnikach, kiedy wreszcie dotarła na Sadybę w połowie 1931 roku, jej córka jej nie rozpoznała, pytając nianię i babcię, kim jest ta miła pani.

Dom Pawłowiczów na Sadybie tętnił życiem jeszcze przez kilka kolejnych lat. W 1935 roku nastąpił przełom. Wyprowadzili się z niego młodzi – Bohdan, jego żona Wanda i dwójka ich dzieci, Leszek i Hania. Razem przenieśli się do Łodzi, gdzie Bohdan otrzymał stanowisko dyrektora regionalnej rozgłośni Polskiego Radia. Dwa lata później cała czwórka przeniosła się ponownie, tym razem do Torunia, gdzie ojciec rodziny został dyrektorem tamtejszej rozgłośni radiowej.

Od 1935 roku w domu na Sadybie pozostała już tylko żona zmarłego właściciela, Helena Pawłowicz. A wraz z nią – niania i wierny pies, Urwis. Pozbawiona stałego źródła dochodu, seniorka rodu Pawłowiczów ratowała się wynajmowaniem pokojów. Jednym z najemców była żona Wacka Micuty – Micuta był protegowanym Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Zasłynął jako dowódca jednego z dwóch niemieckich czołgów przejętych przez Batalion Zośka podczas Powstania Warszawskiego.  

Historia Pawłowiczów na tym się jednak nie skończyła. Rodzina połączyła się ponownie po pięciu latach. Dosłownie na dzień przed wybuchem wojny, 31 sierpnia 1939 roku, Wisłą z Torunia przypłynęła do Warszawy Wanda Pawłowicz z dziećmi, Leszkiem i Hanią. Nie było z nią męża, Bohdana, bo ten 29 lipca 1939 roku wypłynął do Brazylii w dziewiczym rejsie transatlantykiem Chrobry. Na pokładzie towarzyszył mu m.in. znany pisarz Witold Gombrowicz, który tak jak Leszek został wynajęty do relacjonowania wydarzenia w polskich mediach. Tym rejsem Gombrowicz na stałe opuścił Polskę.

Zaledwie kilka tygodni po przybyciu na Sadybę, szukając bezpiecznego azylu Wanda Pawłowicz z dziećmi udała się na wschód Polski, do stolicy Wołynia, Łucka, który znajdował się wtedy poza niemiecką okupacją. Tam cała trójka zatrzymała się w majątku szwagierki, Krystyny Pawłowicz i jej męża, wojewody wołyńskiego, Aleksandra Hauke-Nowaka. Kiedy szwagierka z mężem uciekli z kraju, Wanda Pawłowicz z dziećmi wpadła w ręce Rosjan i trafiła do obozu. Całą trójkę zwolniono z obozu dzięki brazylijskiemu paszportowi Wandy.

Matka z dziećmi wróciła do zburzonej Warszawy. Kiedy na stacji kolejowej wynajęła powóz i poprosiła, by zawiózł ich na Sadybę, zupełnie nie wiedziała, czy ma jeszcze dokąd wracać. Na Sadybie zastała jednak nietknięty budynek, od kul powalone było tylko jedno z drzew od strony wejścia do domu. W domu natomiast czekała na nich seniorka rodu, Helena Pawłowicz.

Po powrocie na Sadybę, dzieci poszły do szkoły. 11-letnia Hania – do pobliskiej szkoły podstawowej, a 14-letni Leszek – na tajne komplety. Ich matka, Wanda, bała się jednak, że dzieci prędzej czy później mogą zginąć lub trafić do niemieckich obozów koncentracyjnych, wyjechała więc do brazylijskiego konsulatu w Berlinie, gdzie wyrobiła dla całej trójki paszporty. Ostatecznie w kwietniu 1940 roku matka z dziećmi emigrowali do Brazylii. Tam dojechał do nich ojciec dzieci, Bohdan, i razem mieszkali w Rio de Janeiro do końca wojny.

Rodzina Pawłowiczów przeżyła wojnę bez szwanku. Jej dom na Sadybie nie miał już takiego szczęścia.  W październiku 1944 roku, dom założyciela osiedla został podpalony i zrabowany przez Niemców. Próbujący go bronić pies Urwis zginął z rąk Niemców. 

Jako jedyny na Sadybie dom Pawłowiczów zniknął bez śladu. Na tym lotniczym zdjęciu Sadyby, zrobionym przez okupantów, widać, że nie zachowały się nawet mury.  Dziś jest tu publiczny plac o nazwie Skwer Starszych Panów.

* * *

Dziękujemy Barbarze Dieu i Hannie Kassyanowicz-Pawłowicz za udostępnienie rodzinnego archiwum i podzielenie się opowieściami z życia założycieli osiedla. Dziękujemy również lektorowi, Jakubowi Urlichowi za podłożenie głosu pod opowieść o Sadybie w wersji wideo. Zapis wideo tej opowieści jest dostępny na kanale You Tube Sadyba24.pl pod adresem https://www.youtube.com/watch?v=4hL2LpqnEMY&t=1s


Czytaj dalej

Dwa razy tak. Stołeczni radni potwierdzili pieniądze na dwa projekty dla Sadyby

Skwer Ormiański

Na dzisiejszej sesji Rady Warszawy przegłosowano zmiany w budżecie i wieloletnim planie finansowym miasta. Dzięki nim Sadyba otrzyma środki zarówno na budowę pawilonu międzypokoleniowego jak i przebudowę ważnej ulicy.

Co jakiś czas z ratusza płyną publiczne zapowiedzi drastycznego cięcia środków na inwestycje. Zaledwie w środę na proteście prezydentów miast w stolicy, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski przekonywał, że wejście w życie „Polskiego Ładu” w obecnej formie spowoduje konieczność ogromnych cięć nie tylko w inwestycjach samorządowych, ale także w wydatkach stałych, takich jak edukacja, kultura, sport. Za deklaracjami idą konkretne działania. W przygotowanej przez stołeczny ratusz propozycji budżetu miasta na 2022, na inwestycje w ulice, szkoły i domy kultury dzielnice otrzymają aż o jedną trzecią mniej pieniędzy niż w tym roku. 

W takich okolicznościach wszelkie inwestycje na Sadybie mogą stanąć pod znakiem zapytania. Dziś, okazało się, że cięcia i opóźnienia nie dotkną jednak projektów z tego willowego osiedla.

Pawilon z oszczędności

Na czwartkowej sesji Rady Warszawy zatwierdzono przesunięcie 327 tysięcy z oszczędności Zarządu Zieleni na projekt Międzypokoleniowego Pawilonu Parkowego na Skwerze Ormiańskim. To dokładnie tyle, ile dodatkowo – ponad plan – oczekuje za niego jedyny oferent w przetargu. Szansa na realizację inwestycji jest więc bardzo duża.

To znakomita wiadomość dla mieszkańców Sadyby, bo los tego projektu długo wisiał na włosku. Przypomnijmy – po dwóch latach zwłoki zwycięski projekt budżetu obywatelskiego na rok 2019 skierowany został do realizacji pod koniec 2020 roku. Wtedy okazało się, że koszt pawilonu przez ten czas wystrzelił dramatycznie w górę. Z 418 tysięcy, przyjętych w projekcie, zrobiło się o okrągły milion więcej. Różnicę dosypali radni w listopadzie ubiegłego roku. W 2021 roku, gdy przyszło do przetargu, już raz podwyższona kwota okazała się jednak za mała o… 600 tysięcy. Zarząd Zieleni dogadał się jednak z jedynym oferentem, obniżając jego żądania do sumy 1.745.555 złotych. Do pełnego sukcesu gdzieś trzeba było jednak znaleźć ponad 300 tysięcy – urzędnicy znaleźli je we własnym budżecie. Dziś ta decyzja została przypieczętowana przez radnych.

Goraszewska z tajemnicą

Drugą inwestycją, która mogła paść ofiarą cięć i przesunięć wydatków, jest przebudowa ulicy Goraszewskiej. W zmianach do wieloletniego planu finansowego miasta, które otrzymali dziś stołeczni radni do przegłosowania, zakończenie tej inwestycji przesunięto na rok 2022. Skąd wzięło się to opóźnienie, skoro dzielnica podpisała już umowę na realizację remontu z terminem oddania do 13 grudnia tego roku?

Jak wyjaśniliśmy w Wydziale Inwestycji i Remontów w dzielnicy Mokotów, taki zapis ma charakter wyłącznie techniczny. Nie ma on żadnego związku z realizowaną obecnie umową na przebudowę Goraszewskiej. Jak zapewnili nas dzielnicowi drogowcy, nie doszły do nich jakiekolwiek informacje od wykonawcy o możliwych opóźnieniach prac. Po co zatem na 2022 rok przeniesiono 767 tysięcy złotych na przebudowę Goraszewskiej? Jak dowiedzieliśmy się w mokotowskim urzędzie, przeznaczenie tych środków ma się wyjaśnić w styczniu przyszłego roku.


Czytaj dalej

TYLKO U NAS. Mężczyzna utonął w Jeziorku Czerniakowskim

TYLKO U NAS. Mężczyzna utonął w Jeziorku Czerniakowskim

We wtorek nad ranem przechodnie zauważyli zwłoki mężczyzny w Jeziorku Czerniakowskim. To w tym roku pierwsza ofiara śmiertelna w tym miejscu.

Kolejna tragedia nad Jeziorkiem Czerniakowskim. Z informacji czytelniczki Sadyba24.pl, potwierdzonych przez policję, wynika, że do zdarzenia doszło wczoraj rano. – We wtorek o 7.45 mężczyzna spacerujący brzegami Jeziorka Czerniakowskiego zauważył ciało mężczyzny zanurzone w wodzie – mówi oficer prasowy komendy policji na Mokotowie, Robert Koniuszy. I dodaje: – Po zawiadomieniu policji, straży pożarnej i pogotowia ratunkowego, zwłoki wyłowiono. Z ustaleń policji wynika, że ofiarą był 57-letni mężczyzna. Przyczyny wypadku określi sekcja zwłok.

Informację o zdarzeniu otrzymaliśmy wczoraj od czytelniczki portalu Sadyba24.pl. Dziś rano potwierdził ją przedstawiciel mokotowskiej policji. Z nieoficjalnych doniesień naszej czytelniczki wynika, że topielca odkryli mieszkańcy okolic, spacerujący z psami na porannym obchodzie. Jako miejsce zdarzenia czytelniczka wskazała brzeg od strony klubu jeździeckiego Hubert przy Santockiej.

Jeziorko Czerniakowskie dopisuje kolejną ofiarę do swojej długiej listy. Co rok lub dwa w tym miejscu dochodzi do utonięć, pomimo objęcia tutejszego kąpieliska dozorem ratowników. W ostatnich dziesięciu latach od 2012 do 2021 odnotowano 9 takich przypadków, wszystkie poza kąpieliskiem. Poniżej zamieszczamy listę skompilowaną przez portal Sadyba24.pl na podstawie doniesień prasowych. Kilka z tych doniesień pochodziło od naszych czytelników. Jak zaznacza, Robert Koniuszy z mokotowskiej policji, nie każdy przypadek utonięcia jest jednak podawany do wiadomości publicznej – jedynie te, o które zapytają media.

Lista utonięć nad Jeziorkiem Czerniakowskim w latach 2012-2021

2021 – 12 października, 57-letni mężczyzna

2020 – 26 lipca, 2 mężczyzn w wieku ok. 40 lat

2019 – brak danych

2018 – 28 czerwca, 27-letni mężczyzna

2017 – 19 kwietnia, kobieta

2016 – brak danych

2015 – brak danych

2014 – 19 lipca, 35-letni mężczyzna

2014 – 3 sierpnia, 60-letni mężczyzna

2013 – 1 lipca, mężczyzna „w średnim wieku”

2012 – 25 lipca, mężczyzna

2012 – 9 lipca, 16-letni mężczyzna


Czytaj dalej

Zrobiłeś remont i nie chcesz płacić za wywóz odpadów budowlanych? Na Sadybie znaleźli na to legalny sposób

Zrobiłeś remont i nie chcesz płacić za wywóz odpadów budowlanych? Na Sadybie znaleźli na to legalny sposób

Mieszkaniec Sadyby znalazł sposób na to, by zgodnie z prawem nie płacić za wywóz odpadów po remoncie. Pomaga w tym luka w przepisach, na którą powołują się miejscy strażnicy.

Mieszkaniec Sadyby, pan Kuba napisał do nas, że od wielu miesięcy boryka się z niesfornym sąsiadem przy ulicy Okrężnej na Sadybie. Ten wyrzucił odpady poremontowe na ulicę i nie chce ich stamtąd zabrać. Co gorsza, odpady są niebezpieczne. – To deski z wystającymi na kilkanaście centymetrów gwoździami i innymi stalowymi elementami – zwraca uwagę nasz czytelnik. I dodaje: – Odpady należą do posesji (tu pada adres – red.). Początkowo leżały na podwórku, a kilka miesięcy temu, właściciel wyrzucił je na ulicę. Niebezpieczne odpady leżą przy samym chodniku, którym codziennie chodzą dzieci do i z szkoły podstawowej.

Nasz czytelnik początkowo sam próbował rozwiązać sprawę. – Z właścicielem kontakt jest utrudniony. Dom był wynajmowany, próbowałem przekazać prośbę o zabranie śmieci przez sporadycznie pojawiających się pracowników, bez skutku. Sprawa była kilkakrotnie zgłaszana do Straży Miejskiej. Rozkładają ręce, że nic nie mogą zrobić – narzeka pan Kuba.

Rozwiązanie sprawy wydawało się oczywiste i nieuchronne. W wyniku naszej interwencji strażnicy miejscy zapukają do drzwi właściciela posesji i poproszą go o uprzątnięcie odpadów. Ten zaś zamówi wreszcie kontener i wywiezie odpady, aby uniknąć grzywny.  Tak się jednak nie stało.

Zamiast poinformować nas o skutecznym zmobilizowaniu właściciela odpadów, miejscy strażnicy przesłali nam pismo, w którym przekazują sprawę do załatwienia burmistrzowi Mokotowa. Naczelnik II oddziału straży miejskiej, Artur Jakubiak potwierdza w liście do dzielnicy, że jego podwładni przyjęli zgłoszenie mieszkańca dotyczące konkretnej posesji. Potwierdza też, że podczas kontroli w terenie strażnicy zauważyli pryzmę desek, z których wystawały gwoździe. I że „przedmiotowe deski znajdują się tuż przy chodniku, gdzie poruszają się piesi uczestnicy ruch, w tym dzieci z pobliskiej Szkoły Podstawowej nr 115 im Wandy Turowskiej.”

Wszystkie informacje zgłoszone przez mieszkańca potwierdziły się, a mimo to straż miejska nie wezwała właściciela pobliskiego domu do uprzątnięcia niebezpiecznych materiałów sprzed jego posesji. Dlaczego? I co może zrobić burmistrz w ramach swoich kompetencji?

Dlaczego strażnicy nie zapukali do właściciela posesji?

Jak wynika z wypowiedzi strażników miejskich, ci nie wezwali do działania właściciela posesji, bo go nie przyłapali na gorącym uczynku, ani nie znaleźli świadków zdarzenia. W piśmie do naszej redakcji referat prasowy straży miejskiej wyjaśnia: – W trakcie działań strażnicy nie ujawnili sprawcy wykroczenia polegającego na pozostawieniu we wskazanym miejscu odpadów. W czasie prowadzonych czynności strażnicy nie ustalili także świadków, którzy mogliby wskazać sprawcę. Brak świadków zdarzenia oraz sprawcy wykroczenia, uniemożliwia funkcjonariuszom wszczęcia sprawy w oparciu o przepisy prawa.

W osobnym piśmie, zastępca naczelnika II oddziału, Piotr Kiełbasiński przywołuje przepisy, które stoją za bierną postawą strażników. – Zgodnie z art. 17 par. 3 ustawy z dnia 4.08.2001 r. – Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia, strażom gminnym (miejskim) uprawnienia oskarżyciela publicznego przysługują tylko wówczas, gdy w zakresie swego działania ujawniły wykroczenie i wystąpiły z wnioskiem o ukaranie. Czyli – aby Straż Miejska uzyskała status oskarżyciela publicznego – strażnik musi uprzednio w ramach powierzonych mu zadań (wykonywanych czynności) ujawnić wykroczenie, a wykroczenie to musi mieścić się w zakresie działania Straży.

A dlaczego strażnicy nie uznali zgłoszenia świadka – naszego czytelnika, który wskazał adres problemowej posesji? Okazuje się, że zawiniła forma. Mieszkaniec wysłał bowiem swoje zgłoszenie emailem. Naczelnik Kiełbasiński wyjaśnia: – W celu złożenia zawiadomienia przez świadka zdarzenia ujawnionego wykroczenia, niezbędne jest osobiste stawiennictwo w siedzibie II Oddziału Terenowego Straży Miejskiej przy ul. Klimczaka 4 (od poniedziałku do piątku w godzinach 08.00-20.00.

Co może zrobić burmistrz?

Można się spodziewać, że poproszony o interwencję burmistrz dzielnicy wyśle ekipę sprzątającą i obciąży kosztem właściciela remontowanego domu. Nic bardziej mylnego. Burmistrz też próbuje ustalić winnego, ale po jednym dniu daje spokój i pokornie realizuje na swój koszt wskazane zadanie. Taki obowiązek wynika bowiem jednoznacznie z art. 3 ust. 1 pkt 19 Ustawy z dnia 14 grudnia 2012 r. o odpadach. Powołując się na ten przepis, referat prasowy straży miejskiej wyjaśnia: – Domniemywa się, że władający powierzchnią ziemi, na której znajdują się odpady jest ich posiadaczem.

I wszystko jasne. Teren, na którym zalegają odpady jest zarządzany przez Urząd Dzielnicy Mokotów, sprawa została więc przekazana właśnie jemu. To burmistrz Mokotowa ma uprzątnąć odpady i – jak mówi rzecznik straży – „przywrócić właściwą estetykę miejsca”.

Sprawa ostatecznie znalazła swój szczęśliwy finał. Niebezpiecznych odpadów już nie ma. Dzień po naszej interwencji w urzędzie, w ostatni piątek Burmistrz Mokotowa Rafał Mostowski zlecił uprzątnięcie sterty desek z wystającymi gwoździami, a w ramach objazdu terenu pracownik urzędu miał dodatkowo zweryfikować realizację zadania.  Wszystko odbyło się jednak na koszt urzędu. Rzeczniczka prasowa dzielnicowego urzędu, Monika Chrobak deklaruje, że starano się znaleźć sprawcę i obciążyć go kosztami. – Podjęliśmy próby ustalenia właściciela tego podrzutu (w pobliżu są prace remontowe, a to odpad remontowy). Ponieważ nie udało się jednoznacznie ustalić właściciela odpadu, to zleciliśmy uprzątnięcie – wyjaśnia.

Cwaniak bez kosztów i konsekwencji

Z takiego obrotu spraw tylko połowicznie cieszy się nasz czytelnik, pan Kuba. Widzi w tym bowiem niebezpieczny precedens. – Cwaniak bez kosztów i konsekwencji pozbędzie się problemu – grzmi mieszkaniec Sadyby.

Winą obarcza służby porządkowe. – Straż miejska nie zrobiła nic, żeby zdobyć dowody. A przecież mają zgłoszenie ode mnie – mówi pan Kuba. I dodaje: – Odpady najpierw zalegały przez kilka miesięcy na posesji (adres zachowujemy do wiadomości redakcji – red.) i pewnego dnia znalazły się na ulicy. Wszyscy sąsiedzi mogą być świadkami. Nikt się o nic nie pytał. A niestety właściciel swojej wizytówki na stercie desek nie zostawił.


Czytaj dalej

Nad Jeziorkiem Czerniakowskim policjanci zatrzymali 18-latka za posiadanie narkotyków

Jeziorko Czerniakowskie (zdjęcie nie dotyczy opisywanego incydentu)

Jest dowód na istnienie patroli policyjnych wokół Jeziorka Czerniakowskiego. Wczoraj jeden z nich zatrzymał 18-latka podejrzanego o posiadanie narkotyków.

Policjanci z komisariatu przy Okrężnej na Sadybie zatrzymali 18-latka podejrzanego o posiadanie środków odurzających. Młody mężczyzna będący w towarzystwie swojej o dwa lata młodszej koleżanki na widok mundurowych, patrolujących okolicę Jeziorka Czerniakowskiego wyrzucił niedopałek z marihuany. Podczas legitymowania i kontroli policjanci znaleźli przy nim schowane w skarpetce pudełko z nielegalnym suszem. Jego koleżanka nie wiedziała, że posiada on przy sobie narkotyki. Nastolatek trafił do policyjnego aresztu. Grozi mu kara do 3 lat więzienia.

O szczegółach akcji informuje podkomisarz Robert Koniuszy: – Kilka minut przed godziną 18:00 dzielnicowi dokonywali obchodu rejonu ulicy jeziornej w okolicach Jeziorka Czernkowskiego. W pewnym momencie zauważyli młodego człowieka siedzącego w towarzystwie jeszcze młodszej dziewczyny. Nastolatek wyrzucił niedopałek do wody chwilę, po tym, jak zauważył znajdujących się w pobliżu policjantów. Widząc to, funkcjonalniejsze postanowili go wylegitymować.

Rzecznik mokotowskiej policji opisuje dalej: – Mężczyzna od samego początku zachowywał się nerwowo. Mimo tego, że wyczuwalna była od niego wyraźna woń charakterystyczna dla marihuany zaprzeczał, jakoby miał posiadać jakiekolwiek środki odurzające. W trakcie kontroli osobistej dzielnicowi znaleźli przy nim ukryte w skarpecie przeźroczyste pudełko z zawartością nielegalnego suszu. Badanie narkotesterem potwierdziły, że to narkotyki. W związku z powyższym został on zatrzymany i przewieziony do policyjnego aresztu. Jego nieletnia znajoma twierdziła, że nie wiedziała o tym, iż jej znajomy ma substancje psychoaktywne. Teraz nastolatek stanie przed sądem, który może go skazać na 3 lata więzienia.


Czytaj dalej

Sadyba utworzyła partnerstwo lokalne. Będzie łatwiej o miejskie pieniądze na integrację

Sadyba utworzyła partnerstwo lokalne. Będzie łatwiej o miejskie pieniądze na integrację

Dziś formalnie zawiązało się partnerstwo lokalne na Sadybie. Organizacje społeczne, instytucje, firmy i osoby prywatne z tego warszawskiego osiedla mogą łatwiej wnioskować o środki na lokalne inicjatywy.

Formalna struktura urodziła się w zupełnie nieformalnym otoczeniu. Przy jednym stole w lokalnej restauracji Niecodzienna Sadyba usiedli dziś aktywiści z Sadyby i urzędnicy dzielnicy Mokotów. Razem podpisali deklaracje udziału w partnerstwie lokalnym o nazwie Stacja Sadyba. To formalny twór, który ma za zadanie łączyć stowarzyszenia, instytucje, firmy i osoby prywatne z danego terenu, chętne do aktywnej integracji lokalnych mieszkańców.

Sadyba jest przykładem osiedla, na którym już obecnie integracja społeczna jest bardzo silna. We wspólnych inicjatywach od dawna uczestniczą tu stowarzyszenia, szkoły podstawowe, lokalne muzeum, restauracje, osoby prywatne. Po co więc formalna struktura? – Chodzi w tym głównie o wsparcie lokalnych działań, a szczególnie ułatwienie w pozyskaniu miejskich środków – mówi pomysłodawczyni partnerstwa, zastępczyni burmistrza Dzielnicy Mokotów, Anna Lasocka.  I dalej wyjaśnia: – Takie partnerstwa, a od dziś mamy ich na Mokotowie już siedem, mogą wnioskować o środki w specjalnym konkursie dotacyjnym, który co roku rozpisuje dzielnica. Partnerstwa mają też w urzędzie przydzieloną specjalną osobę, która może odpowiadać na ich pytania i doradzać. Na szczeblu dzielnicy i miasta organizujemy też dla takich organizacji doroczne konferencje, na których mogą podzielić się ze sobą doświadczeniami w integracji lokalnych społeczności.

Najbliższy konkurs dotacyjny dla partnerstw lokalnych zostanie ogłoszony w grudniu. – Jak najbardziej zamierzamy w nim wystartować – zapowiada Aleksandra Karkowska z zarządu Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Miasto Ogród Sadyba, partnera wiodącego w Stacji Sadyba. – Zgłosimy wnioski o wsparcie dla imprez, które najbardziej lubią sadybianki i sadybianie, czyli potańcówki i koncertu – dodaje.

Aktywiści z Sadyby podkreślają, że wejście do partnerstwa jest otwarte na wszystkich, ale głównie tych, którzy chcą działać. – Nie chodzi tu o zapisywanie się dla samego członkostwa i biernego kibicowania lokalnym inicjatywom. To poniekąd klub aktywnych, osób i instytucji, którym chce się coś wnieść do lokalnej społeczności – tłumaczy Karkowska.

Dzisiaj deklaracje członkostwa w partnerstwie lokalnym Stacja Sadyba podpisały Zegarmistrzowska – Kawiarnia Bistro Zegarki, Akademia Znajomych / Friends’ Academy, Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej, NieCodzienna Sadyba, chór Sadyba Śpiewa, oraz Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Miasto Ogród Sadyba. Swój akces zapowiedziały też Szkoła Podstawowa nr 115 przy Okrężnej 80 oraz przedszkole Baby City.

W zebraniu założycielskim przy restauracyjnym stoliku uczestniczyli przedstawiciele wspomnianych organizacji, a ze strony urzędu dzielnicy Mokotów: zastępczyni burmistrza, Anna Lasocka i naczelnik wydziału spraw społecznych, Bogdan Piec.


Czytaj dalej